Ayers Rock – Ziemia Aborygenów

Wystartowaliśmy z Brisbane o 7 rano, przesiadka w Sydney i lot do Ayers Rock. Airbus A320 i dalej jakiś mały. Lecimy, pusto, pomarańczowa ziemia, nic, niski busz, znowu nic i tak przez 3,5h.
Linie Virgin Australia wydają nam się lepsze od Jetstar. Lądujemy o 12 miejscowego czasu.

DSC08070

Jest 17.03.2016r., jest gorąco, ale nie tak jak to sobie wyobrażacie, jest bardzo gorąco, wręcz niemiłosiernie, to za mało, to jak sauna, z której nie można wyjść! 😀 Ok, można przyjechał autokar z naszego campingowego hotelu. Dojeżdżamy do naszego Ayers Rock – Outback Pioneer Lodge, fajne miejsce, bo chyba najtańsze tam. Ale zacznę od początku, Uluru/Ayers Rock resort to mikro lotnisko, mikro miasteczko i kilka hoteli zbudowanych pewnie po to, aby turyści mogli zobaczyć wielką pomarańczową Górę – Ayers Rock. Dodam, że generalnie w Australii jest bardzo drogo, a tutaj jest jeszcze drożej. Wchodzimy do naszego pokoju, był 4os. narazie byliśmy tylko w 2kę. Pierwsze 3h spędzamy w klimatyzowanym pokoju, bo na zewnątrz nie dajemy rady. Idziemy na lunch, ja biorę hotdoga z mięsa z krokodyla, moja druga połówka fish&chips.


Croc-dog, czyli hot dog z mięsa z krokodyla

Mięso z krokodyla jest białe i smakuje trochę jak biała kiełbasa, w sumie nic specjalnego. Wieczorem wreszcie możemy wyjść na dwór, jest chłodniej, przyjemnie, a w barze facet gra na gitarze i śpiewa coś w stylu folk. Następnego dnia rano o godz. 6:30 po ciemnku czekamy już na naszego Busa, który zawiezie nas pod Ayers Rock. Generalnie wycieczka polega na tym, że nas tam podwiezie i przywiezie, nie należy do tanich, ale nie ma zbytnio alternatywy. Po drodze kasują nas jeszcze po 25AUD za wjazd do Parku Narodowego, płacimy i ok. 7 jesteśmy ok 1km od Ayers Rock i czekamy na wschód słońca. Jeszcze dużo wcześniej w Polsce, jak planowałem tą wyprawę, przeczytałem, aby kupić sobie takie moskitiery na twarz, bo w Ayers Rock jest pełno małych muszek. To prawda, nie dają żyć, a te 2 kupione jeszcze w PL ochornne moskitiery na twarz okazały się niezbędne. Po 7 wschodzi słońce, widok jest nieziemski. Kolory kontrastują jak w filtrze w aparacie. Warto było tutaj przyjechać, z pewnością, jak marzyłem o Australii, to zawsze chciałem tu przyjechać! To taki symbol tej pomarańczowej ziemi, tego kraju i jego rdzennych pokrzywdzonych mieszkańców -Aborygenów. Napiszę trochę o Aborygenach, choć to temat rzeka. Zaczinjmy od historii, schemat był podobny jak z Indianami w USA, czyli wybijają miejscowych, z populacji z 1800r. zostało w 2016r. 2%, pozostałych rozpijają…Na murach często są napisy „stolen land”, a radiu była dyskusja „Australia was discovered or invaded ?”…Obecnie Aborygeni to margines społeczny, nikt nie zatrudni Aborygena, bo „pije”, „kradnie” i przez to nie ma pracy i kółko się zamyka. Ich sutuacja trochę się zmienia, od jakiegoś czasu odzyskują dawne ziemie (dla Aborygenów ziemia to wszystko, są bardzo związani z ziemią, wręcz w sposób duchowy), mają darmową edukację, czy służbę zdrowia. Oni jednak wolą żyć tak jak żyli, czyli w buszy na swojej ziemi i z nią. Nie potrafią się do końca przystosować do otaczającej ich cywilizacji. Ich położenie jest beznadziejne, ale są sygnały, że coś się zaczyna zmieniać. W Ayers Rock pierwszy raz zobaczyliśmy na żywo Aborygenów, w tkaim niby supermarkecie była cała rodzina, szczerze powiedziawszay wyglądali strasznie, mieli taki rozbiegany, dziki wzrok, oczywiście ciemną karnację, dzieci były troche brudne i bose. To oceniając z mojego punktu widzenia, a z ich ? Możliwe, że czują się jak np. Tybetańczycy, Indianie… Czemu ktoś każe im żyć tak jak w Europie/USA ? To cięzki temat na dłuższą dyskusję. Wracając do Ayers Rock, busik podwiózł nas pod Górę na wschód i potem ją objechał, aby wysadzić nas na parkingu tuż obok Góry. Naszym oczom ukazał się wydeptany szlak na szczyt, chińska wycieczka popędziła na górę. Aborygeni proszą, aby uszanować to, że dla nich to święta Góra i nie wchodzić na nią. W zamian za to polecają, aby ją obejść do okoła. Tak też uczyniliśmy.


Spotykam pierwszy znak uwaga kangur, zadowolony pozuje do zdjęcia 🙂

Idziemy do okoła Góry, która z każdej strony wygląda inaczej. Formacje skalne tworzą różne postacie/twory.


Stopa małego Aborygena, chodzą boso

Może to przez to, że jest naprawdę gorąco, a jest dopiero 8 rano…Do okoła jest ok 12km, obeszliśmy ją w 3h, robiąc częste przerwy na wodę i zdjęcia. Siadamy w cieniu i patrzę na mapę. Zaraz zaraz, jeśli pójdziemy „Snakes Path” , to dotrzemy do centrum Aborygenów, skąd też może nas odebrać busik. Idziemy najpierw ścieżką, potem obok jakiegoś mokradła, potem jest już tylko buszi żadnej ścieżki…Nagle naszym oczom ukazują się gniazda, do tej pory myślę, że węży. 😉 Odwaracamy się i biegniemy do punktu wyjścia! Uff, udało się, bus zabiera nas na camping hotel. Leżymy na łóżku i nagle…do naszego domku 4os. dokwaterowali nam francuskich emerytów. Wiadomo, był 4osobowy. Okazuje się, że angielski znają słabo, za to ja znam francuski i dogadujemy się, że zawiozą nas jeszcze tego samego dnia nz zachód słońca, bo mają auto. Jedziemy najpierw do centrum Aborygenów, takiego interaktywnego muzeum, a następnie na zachód. Zachód był już mniej uroczy, niż wschód. Wracamy na camping, idziemy na basen(to był średni pomysł, bo były tam jakieś pchły czy coś i nas pogryzło), lampka francuskiego wina i spać. W nocy była burza, teraz już czerwona ziemia jest na całym kempingu. Pakujemy się i czekamy na nasz autobus na lotnisko, aby kontynuować przygodę. Wylatujemy z Ayers Rock, przesiadka w Melbourne i lecimy do Adelajdy! Ciąg dalszy w Adelajda, winnice i Jacob’s Creek.

Brisbane, Queensland the Sunshine State!

Wylądowaliśmy w Brisbane ok. 10 rano, zyskaliśmy 1 h lecąc z Sydney. Samolot Airbus A320, linie Jetstar, linie średnie, do jedzenia nic nie było. 😉

Bierzemy pociąg do Brisbane w obie strony, a Australii wszystko jest mega drogie, ale ten pociąg to przesada, no nic, nie mamy wyjścia, płacę i jedziemy. Ok. 12 jesteśmy pod naszym hostelem Base Brisbane Central. Hostel niby może być, tzn. jest tani, ale…Załatwiam sprawy w recepcji, a babka mi daje do podpisu regulamin, że nie można pić alkoholu w środku ? Słucham??? Fakt, jest tam dużo młodzieży, ale bez przesady. Pytam się czemu, ( why ? ;), to Pani odpowiada tylko, żebym na to uważał. Ok, wrzucamy plecaki do przechowalni i idziemy na spacer. W Brisbane jest gorąco, miasto jest b.czyste, architektura ciekawa, czasami do przesady, kościoły mieszają się z drapaczami chmur. Brisbane w porównaniu do Adelajdy, Melbourne, Sydney i Canberry, jest najczystsze. Mógłbym tu pomieszkać jakiś czas. 🙂

Wracamy do hostelu, wrzucamy bagaże i idziemy na obiad. Polecili nam Guilty Rock, to taki w miarę tani bar, gdzie można zjeść Burgera z frytkami, napić się piwa i obejrzeć mecz futbolu australijskiego. Tak też zrobiliśmy. Swoją drogą polecam burger Jack the Ripper – Chilli Beef i knajpę: http://www.guiltyrogue.com.au/. Zamawiam drugie piwo i pytam się miłej Pani w blond afro, które piwo jest najlepsze, roześmiała się, ja naprawdę chciałem wiedzieć które, nic, musiałem sprawdzić po kolei, to był dopiero drugi dzień w Australii.


OP

Po obiedzie udaliśmy się na basen nad rzeką Brisbane, z tym, że to nie zwykły basen, to basen laguna z widokiem na centrum Brisbane.Czując nadal Jetlag leżeliśmy tam cały dzień i odpoczywaliśmy.

Z tego, co się zorientowałem można tam np. zobaczyć jeszcze ZOO, pojechać na Gold Coast albo Sunshine Coast. Niestety mieliśmy w Brisbane tylko 1 dzień. Po powrocie do hotelu okazało się, że młodzież, mimo, że zabraniano im pić alkoholu była aktywna i rozmawiała przez całą noc na korytarzach. Noc i tam była bardzo krótka, o 4:40 czekaliśmy już na nasz pociąg na lotnisko. Brisbane zapamiętaliśmy jako najczystsze i najbardziej słoneczne miasto, z tych, które odwiedziliśmy (w porównaniu do Adelajdy, Melbourne, Sydney i Canberry), myślę, że fajnie było by tam pomieszkać jakiś czas. 🙂

Odlatujemy. Pracownik obsługi naziemnej mówi nam o Ayers Rock: „uuuu there’s hot!”. Jasne, na pewno nie jest aż tak gorąco ;).

Ciąg dalszy w Ayers Rock – Ziemi Aborygenów.

Sydney – pierwsze dni w Kangaroo Land

O Australii marzyłem od zawsze. Na studiach przymierzałem się do work&travel tam. Niestety nie wyszło. Zawsze było za daleko, za drogo itp. Aż do teraz. 🙂 Po kupnie biletów, opracowałem skrupulatny plan zwiedzania. Wyglądał on następująco:

Zaczęliśmy od Sydney, mieliśmy tam lot i mamy znajomych, złożyło się idealnie. Niezależnie od tego jadąc do Australii nie mogłem sobie Sydney odpuścić, dlatego, że lubię zwiedzać miasta, to miasto symbol Australii jak dla mnie i musiałem je zobaczyć.

Ale zaczynając od początku. Okęcie, Boeing 777-300, wrażenie zrobił na mnie mega wielki silnik, ok. 3 m średnicy!

20160312_131121

Wybrałem linię Emirates, bo to był najkrótszy lot i słyszałem same pochlebne opinie o tych liniach. Jaka jest prawda ? Jest ok, ale ja się nie ekscytuje. Zawsze dawali dwa dania do wyboru – kurczak, który oczywiście jest halal(humanitarnie ubity, poprzez obcięcie głowy, tak by krew nie „zanieczyściła” mięsa) i drugi rodzaj mięsa. Ten drugi rodzaj to była przeważnie baranina, czy wołowina. Wybór był, ale na zasadzie poproszę wołowinę, ok ale musi Pan poczekać 30 min, po czym steward mówi, że jednak się skończyła i podobnie było na 3 z 4 lotów Emirates. Kolejna sprawa stewardesy nie kwapią się, aby podać coś do picia, trzeba samemu zgłaszać, no ale w porządku. Chodzi mi tylko o to, że podniecanie się jakie to linie Emirates są świetne jest na wyrost! Dubaj – tu byliśmy tylko na lotnisku i co zaobserwowałem. Większość mężczyzn ubiera się w galabiję, tradycyjną sukmanę w kolorze białym. Kobiety są ubrane w kwefy, często tylko oczy są odsłonięte. Niektóre kobiety są ubrane na niebiesko, a niektóre na czarno, czemu? Jeszcze nie wiem. W toalecie zaobserwowałem, że mężczyźni myli stopy. Prawdopodobnie dokonywali ablucji przed modlitwą. Obok toalet był pokój modlitw dla muzułmanów, oddzielnie kobiety i mężczyźni. Co mnie zaskoczyło w Dubaju na lotnisku, to to, że było taniej niż na Okęciu nawet w sklepach, o co akurat nie trudno. 😉 Coca cola, 0,5l która tu nazywa się Isiss kosztowała 2 dirhamy, czyli ok, 2zł. Z samolotu z PL na lotnisko jechaliśmy 50 min busem, także uważajcie biorąc krótkie przesiadki, lotnisko jest wielkie. Dodatkowo widać trochę przepych, ale poza tym co opisałem lotnisko nie różni się specjalnie od innych dużych portów. Z Dubaju lecieliśmy największym pasażerskim samolotem świata(kwiecień 2016r.) Airbusem A380-800, rzeczywiście duży. Lot był ciężki, bo pozycja siedząca do spania nie jest najlepsza, ale przeżyliśmy. W Sydney czekała nas jeszcze krótka rozmowa z Panią celniczką z urzędu imigracyjnego i w ten sposób znaleźliśmy się w Australii – ja i moja narzeczona.

Na lotnisku czekali na nas znajomi, którzy mieszkają tam wiele lat i już można powiedzieć, że są Sydney’czykami. 🙂 Pojechaliśmy do ich ładnego apartamentu w Camperdown i jedyne na no miałem ochotę to szybki prysznic i sen, co też niezwłocznie uczyniłem. Po drodze pytam się Kasi, czemu idziemy środkiem ulicy – bo na drzewach są pająki. Witamy w Australii. 🙂

Następnego dnia dostaliśmy pożywne śniadanie i razem z naszym znajomym poszliśmy na pieszą wycieczkę po Sydney. Szybko chodził, także nie marnowaliśmy cennego czasu i mogliśmy zwiedzić tyle, ile się dało. Zaczęliśmy od Fish Market, co oni tam mają! Albo czego nie mają. Niebieskie kraby, jakieś kule z kolcami i inne stwory, których w życiu nie widziałem.


Koniki morskie z Tasmanii

Są też ‚standardowe’ owoce morza.


Langustynki


Tuńczyki, Japończycy by się o nie zabijali!

Ale najbardziej popularne owoce morza w Australii, to…ostrygi. Jeśli liczycie na małże jak w Europie nam Morzem Śródziemnym, to w Australii nie są tak popularne. Owszem, można je gdzieniegdzie kupić.

Kolejne kroki skierowaliśmy w stronę Darling Harbour.


Mijamy dużą zardzewiałą boję wyłowioną z oceanu,


Niebieskie drzewa jak z ‚Avatar’a,


aż docieramy do przystani Darling Harbour.

To taka przystań pełna restauracji i tętniąca życiem wieczorami.

Dalej zmierzamy do Queen Victoria Building / Market. Ten bogaty architektonicznie budynek został wzniesiony w 1890r. Obecnie mieści tam się po 180 butików.

Czas wjechać na najwyższy punkt widokowy w mieście. Zawsze tak robię na początek, aby nabrać pojęcia, gdzie co jest, jak daleko i czy damy radę tam dotrzeć pieszo. Wieża Sydney Tower ma 309m.

Niestety, jest zdecydowanie za mała, nie widać z niej dobrze opery w Sydney, bo inne budynki ją zasłaniają. 😀 Trochę zawiedzeni idziemy w stronę Royal Botanic Gardens.

Po ogrodach poszliśmy na spot, aby zrobić sobie dobre zdjęcia z Sydney Opera, co też uczyniliśmy. Tutaj zaczęło się szaleństwo. 🙂 Pierwszy raz zobaczyłem na żywo operę w Sydney, jest mniejsza niż myślałem, ok nie ważne, ale jestem tam, na drugiej stronie świata. Zawsze chciałem tu być i teraz jestem – mission accomplished. Szał zdjęć chyba nigdy się nie skończy. Znacie to uczucie w podróży, że chodzicie, zwiedzacie, tak – fajnie, ale chodźmy dalej, może będzie coś lepszego i nagle wow, już nic lepszego nie będzie! To jest super. Tak się właśnie czułem. 🙂


Z bliska wygląda to tak

Przed wyjazdem słyszałem, że warto odwiedzić zoo w Sydney, także skierowaliśmy się do City Quay i wzięliśmy prom do Taronga zoo.

Zoo fajne, na żywo można spotkać kangury, a żyrafy mają dobry widok na Sydney! Najlepsze jednak były pająki, nie bawią się tam w zamykanie ich w terraria, one rozpinają pajęczynę nad ścieżką, gdzie chodzą odwiedzający! Dobre to było, szczególnie, że niektóre z nich to mordercy. Wracamy pod operę, pora obiadowa już minęła, idziemy na steka z black angusa z frytkami i warzywami.

Jest świetny, co nie jest świetne to ceny, jest mega droga caeny w PL razy 2/3, ale wiedziałem o tym wcześniej. W Sydney dają jeszcze małe piwo 0,4l za 10 AUD, ok 30zł. Nic to, posileni idziemy na dalszą wyprawę. Z prawy wraca nasza znajoma Kasia i idziemy do baru, 1-2 piwa i pada pomysł, abyśmy popłynęli promem na Mainly Beach. Let’s go! Docieramy tak i już robi się ciemno, ja oczywiście muszę się wykąpać w oceanie, tak tylko ja, woda jest jak w Bałtyku ciepłym latem więc na luzie. 🙂

Po kąpieli spacerujemy wzdłuż plaży, są fajne apartamentowce, podobno mają też „fajne” ceny. 😉 Na kolację idziemy jeszcze na stronie Mainly Harbour, po czym wracamy promem na naszą stronę i do domu.

Rano zjadamy kolejne dobre śniadanie i wypijamy Smoothie i bierzemy taksówkę na lotnisko. Lało jak z cebra, pewnie można taniej dojechać autobusem, ale byłoby dłużej i wzięliśmy taxe. Dodam, że pierwszego dnia było bardzo gorąco, a drugiego zaczęło lać, ale to nie dla nas wyjeżdżamy z Sydney. Sydney to fajne, przyjemne miasto, ale nie powala. Ciąg dalszy w Brisbane, Queensland the Sunshine State!

Bucket list

To moja lista marzeń podróżniczych, niepełna – niektóre już są zrealizowane, niektóre muszą poczekać na realizację, o niektórych jeszcze nie wiem, niektórych celowo nie wpisuję ;). Lista jest cały czas otwarta, kolejność kontynentami. Jak przekreślone, to już to marzenie spełniłem. 🙂

Australia i Oceania
1. Zrobić sobie zdjęcie z kangurem żyjącym w swoim naturalnym środkowisku w Australii.
2. Zobaczyć na żywo diabła tasmańskiego na Tasmanii.
3. Surfować na Bondi Beach w Sydney.
4. Obejść Ayers Rock w Uluru – świętą Górę Aborygenów.
5. Zobaczyć wielką australijską rafę koralową.
6. Zobaczyć na żywo koalę.
7. Zobaczyć w każdym stanie Australii po dwa parki narodowe.
8. Zamoczyć nogi w jednym z błękitnych jezior Nowej Zelandii.
9. Spotkać Hobbita albo chociaż zobaczyć ich chatkę.
10. Rozpoznać jeden ze spotów, gdzie kręcono Władcę Pierścieni.
11. Nurkować z maską i rurką na jednej z rajskich wysp Polinezji Francuskiej.
12. Zatańczyć na Samoa i Vanuatu lokalny taniec.

Antarktyda
1. Zobaczyć na żywo pingwiny na Antarktydzie.
2. Spędzić przynajmniej jedną noc na Antarktydzie np. w stacji badawczej.
3. Postawić swoje stopy na Biegunie Południowym. (trochę mnie poniosło, ale kto wie ;))

Azja
1. Przejść się po Wielkim Murze w Chinach.
2. Sprawdzić wszystkie najlepsze punkty widokowe w Szanghaju i Hongkongu.
3. Zjeść najlepszego słodko-kwaśnego kurczaka w Makau.
4. Przejechać się pociągiem w Indiach – jak będzie opcja to na dachu. 😉
5. Zjeść najostrzejsze chicken-curry z sosem Madras w Madras.
6. Zrobić sobie fotę z Taj Mahal o świcie.
7. Poleżeć z drinikiem na plaży w Goa.
8. Przejechać się z szalonym rikszarzem po New Dehli.
9. Wejść na chociaż jeden szczyt Himalajów.
10. Nurkować na rafie koralowej na Malediwach.
11. Mieszkać w bungalowie na palach na rajskiej wyspie na Malediwach.
12. Przejechać się na słoniu indyjskim na Sri Lance.
13. Obejrzeć świątynie Angkor Wat w Kambodży.
14. Zrobić sobie foto z Harajuku girls w Tokio.
15. Zobaczyć na żywo dziką, pełną wulkanów i jezior z gorącymi źródłami mroźną krainę Hokkaido.
16. Przejechać się superszybkim pociągiem w Japonii, który jedzie 300km/h.
17. Odnaleźć się na dworcu Shinjuku w Tokio.
18. Obejrzeć z bliska miejsce na które spadła bomba atomowa w Hiroshimie.
19. Zobaczyć i dotknąć kwitnącej wiśni w Japonii.
20. Zjeść jednego z najlepszych steków na świecie z wołowiny z Kobe w Kobe.
21. Zwiedzić dzielnicę gier i rozrywki w Tokio: Akihabara.
22. Sprawdzić, czy zamek Himeji naprawdę przypomina zrywającego się do lotu ptaka.
23. Zamieszkać w 200-letnim domku w Kioto i poczuć klimat tego miasta.
24. Pogłaskać jelenia, które biegają na wolności po dawnej stolicy Japonii – Narze.
25. Zjeść kawior z Bieługi z Bajkału nad Bajkałem.
26. Spać jedną noc w jurcie w Mongolii.
27. Przejechać się na koniu po mongolskim stepie.
28. Przejechać się Koleją Transsyberyjską.
29. Wypić piwo Saigon w Saigonie.
30. Wjechać na wieżę w Kuala Lumpur.
31. Wejść na jeden z aktywnych wulkanów w Indonezji.
32. Wypić drinka na basenie hotelu Marina Bay Sands w Singapurze i spędzić tam noc.
33. Wjechać na Burj Khalifa w Dubaju.
34. Zobaczyć wielki kanion w Omanie.
35. Odwiedzić skalne miasto Petra w Jordanii.

Ameryka Północna
1. Zwiedzić i poczuć klimat różnych dzielnic NYC: Manhattan(w tym włoska dzielnica, gdzie zaczynał swoją karierę Ojciec Chrzestny ;), Harlem, Bronx, Greenpoint, Brooklyn, Queens.
2. Zobaczyć Statuę Wolności z bliska.
3. Przejechać się amerykańskim autobusem Greyhoundem między stanami z szalonym kierową i pasażerami.
4. Zrobić sobie jogging w Central Parku w NYC i pokazać miejscowym jak się biega.
5. Spędzić lato w kurorcie nad oceanem (Seaside Heights) pracując na grach w wesołym mieasteczku i robiąc tosty.
6. Zobaczyć siedziby FBI, Pentagon, Biały Dom, Kongres i muzeum lotnictwa w Waszyngtonie.
7. Zagrać w kasynie Trump Plaza w Atlantic City.
8. Zjeść steka i spotkać „typowych amerykanów” w Teksasie.
9. Przejechać Route 66 ze wschodu na zachód stanów USA.
10. Zobaczyć twarze prezydentów na skale w Mount Rushmore.
11. Odwiedzić najbardziej mnie interesujące miejsca w LA, czyli Compton(NWA), Bel Air,Mulholland Drive, Hollywood itp.
12. Przejechać się tramwajem w San Francisco i zwiedzić więzienie Alcatraz.
13. Zwiedzić Wielki Kanion Kolorado.
14. Zobaczyć niedzwiedzia w Parku Yellowstone.
15. Spotkać renifery na Alasce.
16. Surfować na Hawajach krzycząc Aloha. 😉
17. Przebiec się po Dead Valley w USA.
18. Zwiedzić Quebec, pojechać nad Niagarę, zobaczyć niedziwiedzie polarne i zorzę polarną w Kanadzie.
19. Zjeść piekielnie ostre burrito w stanie Tabasco w Meksyku.
20. Wejść na piwo do baru, jak z filmu Desperados.
21. Przejechać się Chickenbusem.
22. Wejść na Chichen Itza w Meksyku.
23. Zjeść na plaży w Cancun ostre Tacos i popić Tequilą.
24. Zobaczyć prawdziwe życie mieszkańców Salwadoru, Gwatemali, Belize i przeżyć. 🙂
25. Zapalić cygaro i napić się rumu na Kubie.
26. Posłuchać ulicznych grajków w Hawanie.
27. Wypić drinka z kokosa na rajskiej plaży na Kubie.

Ameryka Południowa
1. Wejść na Macchu Picchu i zrobić zobie foto z lamą.
2. Pojechać na Salar de Uyuni – pustynię solną w Boliwii i zrobić dobre foto z zabawy perspektywą.
3. Zobaczyć lodowce w Argentynie i dotrzeć na koniec świata do Ushuaia.
4. Poznać prawie dzikie plemię Amazonii.
5. Zobaczyć z daleka slumsy Rio de Janeiro. 😉
6. Zrobić sobie zdjęcie z Chrystusem w Rio(ze Świebodzina już mam ;D).
7. Przepłynąć łódką/statkiem fragment Amazonki.
8. Napić się bardzo wytrawnego wina w winnicach Chile.
9. Zjeść steka z agrentyńskiej wołowiny w Buenos Aires.
10. Wylegiwać się na plażach Kolumbii.
11. Przejść fragment Colca Canyon w Peru.

Afryka
1. Zobaczyć z bliska piramidy i Sphinxa.
2. Przepłynąć się statkiem po Nilu.
3. Odwiedzić Świątynię w Abu Simbel.
4. Pojechać na safari i zobaczyć dzikie lwy, słonie i inne zwierzęta w ich naturalnym środkowisku.
5. Popływać na kitesurfingu w Zanzibarze.
6. Wejść na Kilimandżaro.
7. Pojechać na sam południowy koniec Afryki.
8. Zobaczyć na żywo pół dzikie plemiona.
9. Odwiedzić Karnak i świątynie w Luksorze.
10. Pojechać na Saharę i spać na pustyni w hotelu ze skorpionami.
11. Gonić helikopterem uciekające zebry(z daleka, nie stresując ich za bardzo).
12. Spać jedną noc w namiocie w afrykańskiej wiosce.
13. Odwiedzić jakiś spot z filmu „W pustyni i w puszczy” z 73r.
14. Przeżyć burzę piaskową na Saharze.

Europa bez Polski
1. Zrobić sobie zdjęcie na Kjeragbolten w Norwegii. – byłem tam, ale nie dałem rady :(, może następnym razem 🙂
2. Zamówić prezenty u prawdziwego Św. Mikołaja w Rovaniemi w Finalndii.
3. Zobaczyć zorzę polarną w Norwegii.
4. Napić się wódki, zjeść kawior i soliankę w St.Petersburgu.
5. Odwiedzić Pałac Zimowy/Ermitraż i zobaczyć dzieła sztuki.
6. Przejść przez Ostrą Bramę w Wilnie.
7. Zobaczyć Pałac Letni w St. Petersburgu.
8. Przebiec najszybszy maraton na świecie w Berlinie.
9. Napić się szampana w Szampanii w Reims i spędzić tam Sylwestra.
10. Zrobić sobie wycieczkę po winnicach Francji z północy na południe.
11. Zdobyć Mont Blanc od samego dołu.
12. Zdobyć Gerlach, 2655 m n.p.m. – najwyższy szczyt Tatr i całych Karpat, położony na Słowacji.
13. Objechać Islandię wzdłuż i wszerz Jeep’em 4X4.
14. Nakarmić małpy na Giblartarze.
15. Odwiedzić London City.
16. Zjeść crep’a na Montmartre w Paryżu.
17. Pójść na mecz FC Barcelony.
18. Zrobić sobie foto w Park Guell w Barcelonie.
19. Przejechać się żółtym tramwajem w Lizbonie.
20. Zobaczyć jak wygląda Mont Saint Michel we Francji kiedy jest przypływ i odpływ.
21. Zjeść pyszną grecką kolację w Oia na Santorini.
22. Odwiedzić wszystkie miejsca w których był Makłowicz i spróbować lokalnych przysmaków! :D.
23. Zjeść białe czekoladki z kremem Fresh, a następnie mule u Leona w Brukselli.
24. Spędzić weekend w Amsterdamie.
25. Zobaczyć Wyspy Owcze.
26. Spotkać niedziwiedzia polarnego na Svalbard.

Arktyka
1. Tu nie ma lądu, ale jest wieczny lód i niedzwiedzie polarne, także chciałbym je tam zobaczyć.
2. Widziałem, że organizują North Pole Marathon, challenge accepted. 🙂

Polska
1. Przejechać latem rowerem całe wybrzeże Bałtyku.
2. Odbyć piesze górskie wycieczki we wszystkich polskich górach.
3. Popłynąć w rejs żaglówką przez kilka jezior na Mazurach, spanie w namiocie/na łódce.
4. Zwiedzić wszystkie największe miasta w Polsce, powiedzmy powyżej 100 000 mieszkańców. 🙂
5. Znaleźć ciekawe ukryte przed innymi miejsca. 🙂

Mógłbym tak bez końca. Będę altualizował tę listę. 😀